Jadąc w kierunku Gibraltaru nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Plan zwiedzania opracowywaliśmy naprędce dzień wcześniej, więc za duże nie poczytaliśmy. Może to i dobrze bo naprawdę byliśmy zaskoczeni.
Najpierw czekało nas przejście graniczne (to na szczęście przewidzieliśmy i wzięliśmy dokumenty) a zaraz za przejściem szlaban, za którym był pas startowy a po pasie jechał samolot. Ruch jest wznawiany, gdy samolot wystartuje. Pod szczyt postanowiliśmy dotrzeć pieszo. Idąc Mian Street można się poczuć jak w Wielkiej Brytanii (czuliśmy to nawet nie będąc tam jeszcze :-)). Nawet obsługa w sklepach miała brytyjski akcent. Na szczyt postanowiliśmy wjechać kolejką linową, skąd jest niesamowity widok. Nam trafiła się pochmurna pogoda, w efekcie czego z jednej strony skały było błękitne niebo i widok na miasto, a z drugiej strony – chmury i widoczność ledwo co. No i oczywiście Magoty, na które faktycznie trzeba uważać, bo są nieprzewidywalne, a może właśnie przewidywalne. Po wjeździe na górę z pewnością nie należy szukać we własnym plecaku chipsów, itp., a już tym bardziej jeść a już z pewnością nie karmić małpek.
Dodaj komentarz