Drugi dzień zwiedzania rozpoczęliśmy od Parku Narodowego Timanfaya. Dojechaliśmy tam samochodem i na miejscu wsiedliśmy do autobusu, który obwozi turystów po terenie parku. Widoki – pewnie nie jednemu kojarzą się raczej z inną planetą – kratery, poszarpane obszary zastygłej lawy, wśród której można spotkać nieliczne kępki zieleni. Potem obejrzeliśmy salinas de Janubio – największe i funkcjonujące do dnia dzisiejszego solanki na Lanzarote. Jadąc wybrzeżem przystanęliśmy zobaczyć los Hervideros, czyli wrzące wybrzeża, gdzie Zuzia zbierała kamyki, z fragmentami oliwinu (tak myślę) i jadące dalej na północ dotarliśmy do el Golfo – zamknięta laguna o szmaragdowozielonym kolorze, przy częściowo zawalonym wulkanie. Jadąc do ostatniego punktu, który chcieliśmy zobaczyć tego dnia oglądaliśmy winnice – krzaki winorośli sadzone zagłębieniach otoczone kamiennymi murkami w kształcie podkowy. A ostatnie miejsce, do którego jechaliśmy tego dnia warte jest osobnego postu.
Agnieszka
Klimat i kadry jak z filmu z innej planety, super